Message:Nie można pobrać zasobu. Błąd: could not send the HTTP request: Could not execute the request: Failed sending HTTP request

2016-07-02:15 Letnia wyprawa doliną Dunaju

Spis treści

Pobudka o 7-mej, śniadanie, potem Frau Magdalena podała kawę i soki na tarasie i tak miło nam się dzień rozpoczął. Ruszyliśmy w stronę Budapesztu naszą ulubioną Euro velo nr 6, która jak zwykle pojawiała się i znikała, kluczyła po wałach, łąkach, promenadach, między blokami, torami. Tak dotarliśmy przez most na wyspę św. Małgorzaty, która jest olbrzymim parkiem, gdzie ludzie uprawiają różne sporty, biegają, jeżdżą rowerami, spacerują z kijami i bez, ćwiczą jogę, karate na trawie w mniejszych i większych grupach. Zwiedziliśmy po drodze japońskie ogrody, rzymskie ruiny, obejrzeliśmy po drodze kompleks basenów, fontanny i wyjechaliśmy drugim mostem na ścieżkę rowerową, która biegnie wzdłuż Dunaju przez całe miasto. Oglądaliśmy z daleka bajkowy gmach Parlamentu, zamek, Wzgórze Gelerta, kościoły. Janusz wszystko dokładnie obfotografował, ja trochę też, wiec co chwilę musieliśmy się zatrzymywać, co nie było łatwe bo ruch na ścieżce był ogromny. Było bardzo gorąco, a kończyła nam się woda, więc przejechaliśmy zabytkowym zielonym mostem na drugą stronę rzeki do hali targowej na zakupy. Most był zamknięty dla ruchu samochodowego, więc można się było nim swobodnie poruszać, młodzież spacerowała po przęsłach, leżakowała tam, a my zjedliśmy arbuza. Po krótkiej przerwie śniadaniowej ruszyliśmy stromym podjazdem na Wzgórze Gelerta, ogladając po drodze kościół wykuty w skale. Nie było łatwo podjechać mimo, że nie mieliśmy bagaży, palące słońce wyciskało z nas siódme poty, a widząc mą mękę stojący na poboczu taksówkarz, podepchnął mnie trochę pod górkę. W końcu udało nam się wjechać pod pomnik kobiety - chyba z liściem laurowym, choć pewna nie jestem, bo trzymała go dość wysoko. Jest to punkt widokowy figurujący jako unikat na liście UNESCO, skąd widać całą panoramę miasta, po obu stronach Dunaju, który dzieli Budapeszt na dwie części- Budę / tam gdzie byliśmy/ i Peszt. Według mnie Buda jest piękniejsza, położona na wzgórzu ze stopniowo schodzącymi tarasami zamków, kościołów, nie wiadomo było gdzie zaczyna się jeden, a kończy drugi. Gdy już nasyciliśmy oczy pieknymi widokami, zaczeliśmy zjeżdżać w dół z drugiej strony wzgórza, a w połowie góry natrafiliśmy na ciekawe miejsce z makietą Budapesztu przedzielonego Dunajem, nad którą król z królową podają sobie ręce- zapewne ma to jakieś odniesienie do miejscowej legendy. Nieopodal na małym skwerku stał krąg ludzkich postaci z brązu skupionych wokół małej kuli ziemskiej. Byli to przedstawiciele i prorocy różnych wierzeń całego świata /Chrystus, Budda, Ghandi, Mahomet itd./. Gdy to już porobiliśmy zdjęcia zjechaliśmy w dół, a potem znowu pod górke do zamku. Trochę błądziliśmy bo wszędzie remonty, albo schody utrudniały wjazd. Ja uparłam się by w końcu jakieś muzeum odwiedzić i trochę kultury łyknąć, a że w zamkowym muzeum była akurat wystawa dzieł Picassa i Modilianiego- to mi się udało. Trochę mnie to kosztowało 4200 ft, więc niech nikt nie mówi, że wielka sztuka wejdzie kiedyś pod strzechy. Chłopaki woleli popilnować rowerów i podziwiać sztukę z daleka. Gdy wyszłam zjechaliśmy znowu trochę w dół i poszliśmy wszyscy zwiedzać kościół /1500 ft/ ale było warto, bardzo misternie wymalowany, nie było na ścianie, ani suficie kawałka wolnego miejsca, wokół biegła galeria z wystawą sztuki kościelnej i narzędzi liturgicznych. Początkowo jej nie zauważyłam i dopiero jak Kazimierz zwrócił mi na nią uwagę, to zdążyłam przed samym zamknięciem. Po zwiedzaniu kościoła okrążyliśmy galeryjki i tarasy wokół placu, ja znalazłam pyszne lody, a że było okropnie gorąco to za przykładem innych moczyliśmy nogi siedząc na brzegu fontanny, liżąc sobie lody. Od tej pory stało się to moim ulubionym sposobem odpoczynku w gorącym Budapeszcie i gdy tylko nadarzyła się okazja to z lubością oddawaliśmy się temu przyjemnemu zajęciu. Po dłuższej chwili relaksu zjechaliśmy ostro w dół znów na ścieżkę, w stronę domu. Rozglądając się za knajpką zboczyliśmy ze ścieżki i trafiliśmy na ruchliwą 11, nie było innej drogi wiec jechaliśmy. Po chwili trafiliśmy na most, którym chcieliśmy uciec z tej drogi na wyspę i wyjechać drugim mostem na ścieżkę rowerową. Niestety gdy już przejechaliśmy całą wyspę okazało się, że jest to teren zamknięty- pole golfowe/znależliśmy 3 piłeczki na ulicy/, a facet na bramce nie chciał nas przepuścić, zresztą nie mogliśmy się z nim dogadać i musieliśmy wrócic znów do punktu wyjścia czyli ruchliwej 11. I tak dojechaliśmy znów do naszej ścieżki rowerowej. Po drodze na promenadzie zjedliśmy zupę gulaszową/średnio dobrą – chłopaki z puszki jedli lepszą/. Potem zakupy w markecie i tu znowu problem, bo chcieliśmy sobie kupić wino, bo Węgry z tego słyną, ale jak na etykiecie coś wyczytać jakie ono jest, dogadać sie nie było jak, więc kupiliśmy na wyczucie po obrazku iii nie było złe. Na nocleg wróciliśmy zmordowani upałem, górkami i zwiedzaniem o 21.30, szybka kąpiel i spać. W tym dniu zrobiliśmy ok. 59 km, zobaczyliśmy bardzo dużo, co bez roweru byłoby wręcz niemożliwe bo na piechotę nasze nogi by tego nie wytrzymały.


Ostatnio zmieniany czwartek, 29 wrzesień 2016 20:47


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Odwiedzający

Odwiedza nas 642 gości oraz 0 użytkowników.

Początek strony

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie