No nieźle wytaplaliśmy rowery w błotku. Jacek był przeszczęśliwy. W Kamieniu zrobiliśmy postój w Ogrodzie Księdza Kneippa, tu, pomiędzy alejkami, utworzono kamienne baseniki do moczenia nóg. Wymoczyliśmy
wg instrukcji co trzeba w lodowatej wodzie, ale to wszystko dla zdrowotności. Sławek tradycyjnie sypał kawałami :) i w drogę do Siedlca, dalej Sprzęcice, Ligota Dolna, tu rozdzieliliśmy się: jedni pojechali aleją czereśniową przez Wysoką, część przez Oleszkę i Park Krajobrazowy. Ja byłam w tej drugiej grupie z Kaziem, Grażynką i Jackiem. Ciężko było. Kazik utrzymał się w siodle do końca. Z resztą ułanów było nieco gorzej... Na górze lody, napoje, potem Bazylika. Grażyny dżipies narozrabiał w kościele, trzeba było się pośpiesznie ewakuować, bo śmiechać się w tym miejscu nie wypada. I wreszcie nagroda za wszystkie trudy: malowniczy zjazd do Zdzieszowic.
Szkoda, że nie do samego Opola. Popasaliśmy nad Jeziorkiem Gold pod Krapkowicami i przez Malnię powrót do domów. Wyszło 80 - 90 km, w zależności od zamieszkania.